poniedziałek, 24 listopada 2008

Reminiscencje z dżungli.

Dziś opuściliśmy Iguazu. O kilku rzeczach jeszcze warto napisać. To, co rzuca się w oczy wszędzie tam, gdzie ziemię wydarto dżungli to kolor gleby. Niesamowicie brązowy, coś pomiędzy miedzianym a rudym. To miejsce wciąż jest niezwykłe, a co dopiero, gdy żyli tu tylko Guarani, bez miast, bez dróg, bez całej otoczki współczesnej cywilizacji.
Park Iguazu, zarówno od strony Argentyny jak i Brazylii jest aż za bardzo udostępniony zwiedzającym. To prawda, że ścieżki, kolejka, autobusy i kładki kanalizują ruch ludzi i umożliwiają zobaczenie niektórych jego cudów, jednak brakuje trochę tej pierwotnej natury, to piękno może przychodzi zbyt łatwo. Nie potrzeba wysiłku ani żeby tam dotrzeć, ani żeby w pełni zobaczyć wodospady. Trochę szkoda.
Jeszcze jedna sprawa, o której nie pisałem. Kuchnia. Argentyna słynie wszak z wołowiny. I nawet ja, nie będąc w ogóle amatorem mięsa, wyrażnie czuję, że to coś innego, niż te sztuczne eurokrowy. Mięso argentyńskie jest chude, miękkie i po prostu smaczne samo w sobie. W miejscach turystycznych jak Iguazu ciężko dostać nawet dania bezmięsne. I oczywiście każda restauracja podaje pizzę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz