piątek, 19 grudnia 2008

Rekomendacje i ostatnie wrażenia.

Zostało kilka chwil przed przyjazdem taksówki, która zawiezie nas na lotnisko. Rano udało się jeszcze zobaczyć tutejszy Montmartre, czyli La Boca z kolorowymi domami i atrakcjami dla turystów typu amerykańskiego, przywożonych i wywożonych autokarami. Np. taki turysta szerszy na ogół niż wyższy za jedyne 3 USD może sobie zrobić zdjęcie, na którym niby tańczy tango z jakąś lokalną pięknością. Dla pań są miejscowi przystojniacy w tej samej cenie. Na szczęście byliśmy rano, przed nimi.

A teraz kilka rekomendacji w kolejności przypadkowej.

Nocleg w Puerto Natales - hotelik El Rincon prowadzony przez przemiłego pana w średnim wieku. W cenie śniadanie i to prawdziwe, do syta, a nie dwa krakersy i rogalik z kawą. Za pokój zapłaciliśmy 38 000 chilijskich peso.

Nocleg w El Calafate - Hosteria Patagonia niedaleko dworca autobusowego. Czysto, miło, przyjemnie, śniadanie symboliczne, koszt pokoju dla 3 osób - 240 ARS (chyba).

Nocleg w Puerto Iguazu - Peter Pan Hostel (wg rekomendacji Lonely Planet). Czysto, są pokoje z łazienkami i dormitoria, śniadanie symboliczne. Ceny nie pamiętam, może uda się uzupełnić.

Nocleg w Buenos Aires - Hotel Don Telmo, śniadanie - symboliczny szwedzki stół, w sumie za 3 doby za 3 osoby w 2 pokojach - 966 ARS (10% zniżki za płatność gotówką). Rezerwacja dzień przed poprzez booking.com.

Nocleg w Puerto Piramides - La Posta - kilka domków dla max 5 osób każdy - koszt wynajmu 180 ARS od osoby. Bardzo ładnie i gustownie urządzone, pokój mieszkalny z możliwością przyrządzania posiłków i łazienka.

I to tyle.

środa, 17 grudnia 2008

Buenos Aires

Wyjazd zbliża się do końca. Minęły dwa dni w Buenos Aires. Jutro wyruszamy w drogę do domu.
Buenos jest ogromnym miastem, ale nie przytłacza swoją wielkością. Dużo jest zieleni, parków, ogrodów, ale jest tu też najszersza ulica na świecie - Avenida de 9 Julio. Zresztą główne ulice są tutaj generalnie szerokie. Chociaż poza centrum, w starszych dzielnicach jak Palermo czy Recoleta zdarzają się wąskie na tutejsze standardy uliczki (takie na dwa samochody).
Jednak przy temperaturze rzędu 30 stopni najlepiej zwiedzać miasto przez skamiejkowanie. Skamiejkowanie zostało wynalezione gorącym letnim popołudniem w 2001 roku w Moskwie, wymaga ławki (ros. skamiejka) w cieniu wśród zieleni. Do tego celu w Buenos Aires doskonale nadaje się ogród botaniczny, gdzie wstęp jest wolny. Na jednej w wielu ławek można położyć się i przeczekać najgorętsze godziny dnia. Z obserwacji wynika, że mieszkańcy Buenos praktykują skamiejkowanie, aczkolwiek chyba nie wiedzą, że tak to się nazywa.
To, co budzi zdziwienie, to świąteczne dekoracje nie pasujące do pory roku. Choinki, mikołaje, itd itp. Na półkuli północnej wkrótce będziemy obchodzić święto przesilenia zimowego, zawłaszczone przez chrześcijaństwo jako boże narodzenie. Wraz z chrześcijaństwem dotarły tu święta, które na półkuli południowej powinny być obchodzone za pół roku. Tu mamy teraz przesilenie letnie, które ludzie czcili na długo przed powstaniem religii totalnych, a które chrześcijaństwo zawłaszczyło jako boże ciało. Na szczęście jednak okres przedświateczny tutaj nie jest tak zdominowany przez handel jak u nas.
Na niektóre miejsca w Buenos nie wystarczyło czasu. Może coś jeszcze uda się zobaczyć jutro przed odlotem. Inne miejsca zostaną na następny raz.

wtorek, 16 grudnia 2008

W wolnej chwili...

Zmieniono nam czas wylotu do Buenos i mam trochę czasu. Wrócę więc do trekkingów i wrażeń bardziej ogólnych.
Zarówno w Chile jak i Argentynie w Parkach Narodowych nie wolno śmiecić, wszystko trzeba zabrać ze sobą. I tak się dzieje. Śmieci na szlakach praktycznie nie ma a w okolicach miejsc noclegowych zdarzają się sporadycznie. Aż strach pomyśleć, jak wygląda to u nas i jak przyjęto by tego typu regulacje. Okazuje się że Polska jest kulturowo i cywilizacyjne znacznie w tyle w porównaniu z Chile czy Argentyną. Co więcej - w Chile w parkach narodowych nie wolno palić. Zresztą strefy wolne od dymu są tu wszędzie, wydzielone są w lokalach miejsca dla palaczy (szczelnie oddzielone od pozostałych), gdzie np. nie mają wstępu osoby poniżej 18 roku życia. Nam niestety daleko do takich standardów.
Podczas trekkingu spotyka się na ogół uśmiechniętych, zadowolonych ludzi. Wielu jest obcokrajowców, ale mieszkańcy Chile i Argentyny też chętnie uprawiają turystykę górską. Wielu turystów to młodzi ludzie.
Częsty widok to naprawdę ładne dziewczyny wędrujące po szlakach samotnie lub w dwu - trzy osobowych grupkach. Zawsze na uśmiech odpowiadają uśmiechem, który w tym zrozumiałym dla wszystkich języku często oznacza zaproszenie do czegoś więcej niż tylko pozdrowienie czy wymiana kilku zdań na szlaku. Tak więc, jeżeli ktoś ma na trekking więcej czasu, może poszukać wielu innych wrażeń, poza tymi, które zapewniają same góry.

poniedziałek, 15 grudnia 2008

Lodowiec Perito Moreno

Dziś ogląaliśmy lodowiec Perito Moreno. Niestety jest on udostępniony do oglądania w "argentyński" sposób. Dojazd na miejsce, 40 ARS od cudzoziemca (12 od Argentyńczyka), godzinny rejs stateczkiem pod czołem (35 ARS) i ogrodzona ścieżka długości kilkuset metrów skąd można oglądać lodowiec.
Najcikawsze jst miejsce, w którym czoło lodowca wychodzi z wody Lago Argentino na półwysep Magellana. Szkoda, że można je oglądać tylko z daleka.
Oczywiście Perito cielił się w międzyczasie, ale to nie było nic spektakularnego.
Nadaje się na pierwszy lodowiec w życiu, ale jeżeli nie jest pierwszy to nie robi większego wrażenia.
Jutro lecimy do Buenos.

Cerro Torre i Fitz Roy

Wczoraj zakończyliśmy 3.5 dniowy trekking pod Cerro Torre ("Krzyk kamienia" Herzoga) i Fitz Roy. Wiele nowych wrażeń, choć poprzedni trekking jeszcze nie do końca opisany. Najpierw liczby. 3.5 dnia, 69 km w poziomie, 4200 m. podejść. Średnia prędkość - 3.9 km/h.
To zupełnie inny trekking niż w Torres del Paine. Obszar dużo mniejszy i dwa spektakularne szczyty. Również jeziora, a raczej jeziorka w porównaniu z tamtymi. Dużo miejsc, gdzie trzeba pójść i wrócić. Rozpoczęliśmy w El Chalten, skąd przeszlimy na obozowisko Campamiento Torre pod Cerro Torre. Już stamtąd widać ten niesamowity szczyt. Wchodząc na pobliską morenę widok jest jeszcze lepszy. Ścieżką idącą grzbietem moreny można dojść na punk wiokowy, skąd dobrze widać loowiec i jezioro pod Cerro Torre. Odcinek ten przyszło nam pokonywać zmagając się z przeciwnym patagońskim w sensie siły wiatrem.
Następny dzień rozpoczęliśmy od obejrzenia Cerro Torre w promieniach wschodzącego słońca.
Tego samego dnia przeszliśmy na obozowisko po Fitz Roy. Po drodz mijaliśmy urokliwe jeziorka (Laguna Hija i Laguna Madre) aż oczm naszym ukazał się górujący nad okolicą masyw ze szczytem Fitz Roy (3405 m. npm.)
Jeszcze tego samego dnia poszliśmy nad Laguna de Los Tres (ok 400 m do góry) leżącą u podnóża Fitz Roy. Podejście jest strome, a po wejściu jesteśmy już w surowym świecie wysokich gór, bez roślinności, z lodowcami i wspaniałymi widokami na świa tam w dole.
Następnego dnia wstaję o 4:00, aby zdążyć na wschód słońca w tym niezwykłym miejscu. Liczę na Fitz Roy w świetle brzasku, ale chmury zapewniają inny widok. Nie taki, jak oczekiwałem, ale też ładny.
Następny dzień to wycieczki na lekko do okolicznych jezior i lodowców, z których najciekawszy to Glaciar Piedra Bianca, stromo spadający do Laguna Piedra Bianca.
Ostatnie pół dnia to powrót do El Chalten. Przechodząc koło pięknie położonego jeziorka Laguna Capri można po raz ostatni podziwiać masyw z Fitz Roy.
Z El Chalten jedziemy ok 4 godzin autobusem do El Calafate. To już koniec górskiej części naszej wycieczki.

środa, 10 grudnia 2008

Zaległości i wrażenia

Umieściłem 3 zaległe zdjęcia - 2 w poście "Laguna Toncek" i jedno w "Cerro Tronador". Chyba trzeba znow wziąć się za obróbkę RAWów w aparacie.
Jeszcze kilka wrażeń z Torres del Paine. Aby zobaczyć te skalne wieże, trzeba wspiąć się kilkaset metrów do miejsca, z którego są dobrze widoczne. Pierwszego dnia trekkingu (4 grudnia) dotarliśmy do obozu "Campamiento Torres", skąd jeszcze tego samego dnia poszliśmy zobaczyć Torres del Paine po raz pierwszy. Podchodziliśmy w różnym tempie i okazało się, że kiedy dotarłem do miejsca, z któego rozciąga się widok na skalne wieże, były tam tylko dwie osoby, które zaraz poszły w dół. Miałem więc okazję być przez kilka minut sam w tym naprawdę niezwykłym miejscu. Trzy potężne skalne kolumny rozdzierają przepływające przez ich wierzchołki chmury. U ich podnóża płat wiecznego śniegu jakby odcinał je od ich skalnej podstawy. Poniżej jezioro o brudnozielonej wodzie dopełnia całości obrazu. Widok niesamowity.
Od Argentyna

Następnego dnia rano poszliśmy na wschód słońca (5:34) w to niezwykłe miejsce. Liczyliśmy na to, że skalne wieże będą oświetlone różowoczerwonym światłem wschodzącego słońca. Niestety, aby oglądać ten spektakl, trzeba być tu o innej porze roku. Albo wcześniejszą wiosną, albo późną jesienią. Tylko wtedy okoliczne góry nie przesłaniają światła wstającego słońca.
Ale i tak było ładnie.
Od Argentyna

wtorek, 9 grudnia 2008

Trekking Torres del Paine

Dziś krótko, bo za chwile zamykają tę kafejkę internetowa. W górach byliśmy 6 dni, z tego 4 trekking z plecakiem, 1 wycieczka na lekko i ostatni dzisiejszy - trochę odpoczynku, powrotny rejs po jeziorze Grey, z przepłynięciem tuż przed czołem lodowca Grey i przejazd do Puerto Natales. W czasie pierwszych 4 dni pokonaliśmy 89 km w poziomie i ok. 6600 m podejścia ze średnią prędkością 4.1 km/h. Danych z 5 dnia nie mam, bo nie zmieniłem na czas akumulatorków w GPSie.
Zrobiliśmy tak zwany trekking "W", którego nazwa pochodzi od litery W, którą ów trekking kreśli na mapie. Niektóre odcinki pokonuje się tam i z powrotem, ale warto. Szliśmy od zachodu na wschód i moim zdaniem jest to ciekawszy kierunek, ze względu na niesamowite krajobrazy, które widać po drodze wzdłuż jeziora Nordenskjolda. Widzieliśmy wieże Torres del Paine i cały masyw skalny, którego są częścią.
Pogoda była łaskawa, jednak patagońskie wiatry dały znać o sobie; w porywach mogły przekraczać 150 km/h. Nawet z plecakiem nie łatwo było utrzymać się na nogach w jednym miejscu. Wiatr przestawiał nas jak chciał.
Dziś już nie będzie ani zdjęć, ani bogatszego opisu. Jak tylko czas pozwoli nadrobię zaległości. Jutro jedziemy z powrotem do Argentyny, do El Chalten przez El Calafate, a tam czekają na nas Cerro Torre i Fitz Roy.